Jerzy Przystawa Jerzy Przystawa
358
BLOG

Wokół Falzmanna

Jerzy Przystawa Jerzy Przystawa Polityka Obserwuj notkę 23
Wokół Falzmanna 

Pod moim tekstem „Falzmann, 18 lipca 1991”, podobnie jak przed rokiem, pojawiły się komentarze tego samego „Anatola”, podważające wiarygodność wniosków z kontroli FOZZ, jaką przeprowadzał Michał Falzmann. Po raz kolejny komentarz do opinii „Anatola” nadesłał mi dr Wojciech Błasiak.

  

Dr Wojciech Błasiak, poseł II Kadencji z listy KPN z Wrocławia. Z zawodu jest ekonomistą i socjologiem. Do momentu uzyskania mandatu parlamentarnego był adiunktem w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Śląskiego. W czasie swojego posłowania potraktował poważnie wyniki dochodzeń Falzmanna, a w szczególności zainteresował się Bankiem Handlowym i ujawnił raport NIK z kontroli tego banku.  Jako jeden z nielicznych posłów nawiązał współpracę z Ruchem Obywatelskim na rzecz JOW. Był jedynym członkiem Zgromadzenia Narodowego, który podczas debaty nad zatwierdzaniem nowej konstytucji wypowiedział się zdecydowanie przeciwko tzw. wyborom proporcjonalnym do Sejmu.  Obie Najwyższe Izby, zgodnym chórem, zakrzyczały i wytupały wystąpienie posła Wojciecha Błasiaka. Jego działania poselskie nie znalazły uznania w oczach liderów AWS i nie wszedł do Sejmu kolejnej kadencji. Co ciekawsze, Uniwersytet Śląski również szybko pozbył się niepokornego posła, uniemożliwiając mu zrobienie habilitacji. Od tej pory skazany jest na poszukiwanie pracy, bo polskie uczelnie wyższe nie wykazują zapotrzebowania na ekonomistów i socjologów, którzy zbyt krytycznie oceniają dobrodziejstwa transformacji ustrojowej.

    

Wojciech Błasiak

  

Aktywna dezinformacja  czyli „Anatol”

  

Przez 17 lat udawało się dość skutecznie układowi sił, który stał za rabunkiem finansów publicznych na przełomie lat 80. i 90. i całą tzw. transformacją ustrojową, otoczyć sprawę FOZZ, a także okoliczności śmierci M. T. Falzmanna i W. Pańki, szczelną zasłoną informacyjną milczenia. Te „strefy ciszy” są przy tym stale odtwarzane mimo upływu lat. Nie ośmielają się ich zakłócić, ani znakomici polscy dziennikarze śledczy, ani znani z bezkompromisowości politycy polscy, ani tez znani z dociekliwości i przenikliwości naukowcy w dziedzinie ekonomii, politologii, socjologii, o historii już nie wspominając. Panowanie informacyjne jest więc nadal w rękach beneficjentów FOZZ, śmierci Falzmanna i Pańki i całej tzw. transformacji ustrojowej.

 

 

Ponieważ jednak żyjemy w świecie Internetu, a i polska demokracja nie jest szczelnie  fasadowa, ludziom takim jak Jerzy Przystawa, wyrastającym jeszcze z tradycji II RP, udaje się dzięki kilkunastu latom systematycznej i mozolnej pracy informacyjnej przebijać z kluczowymi informacjami na tematy objęte „strefami ciszy”. I wówczas do akcji wkraczają „Anatolowie”. Ich działalność polega na bezpośrednim niszczeniu tych kluczowych informacji. Niszczenie prawdy polega na podważaniu ich sensowności i wiarygodności, tak aby ci którzy mają ochotę je powtórzyć, nie mieli do końca pewności i aby zasiać u nich ziarno wątpliwości. „Anatolowie” są tu oczywiście wysyłani do specjalnych zadań przez producentów i stróżów „stref ciszy”.

 

 

„Anatolowie” wkroczyli do akcji ponad rok temu, gdy uczestniczyłem wraz z J. Przystawą w konferencji poświeconej rocznicy śmierci W. Pańki na Uniwersytecie Śląskim. Przyjechali specjalnie z Warszawy (doktor, doradca prezesa NIK i profesor, członkini kolegium NIK) i zostali też zmobilizowani na miejscu (doktor, działacz „Solidarności” prowadzący sesję) z jednym tylko zadaniem: dezawuować tezy o możliwości zamordowania Falzmanna i Pańki oraz jeśli się da utrudnić, a nawet uniemożliwić nam obu wygłoszenie referatów. To drugie prawie się udało, bo z pierwszym nie wyszło w starciu z informacjami źródłowymi. Dodajmy też, że ich większa czy mniejsza skuteczność jest możliwa tylko w pewnych warunkach, a mianowicie atmosfery strachu cywilnego aż po obrzydliwe tchórzostwo instytucjonalnego otoczenia. W tym wypadku prezesa NIK i rektora Uniwersytetu Śląskiego. Obaj zresztą nie zechcieli nawet odpowiedzieć na listy protestacyjne jakie przesłaliśmy im w sprawie tego skandalu.

 

 

„Anatol” wkroczył też po raz drugi do akcji w odpowiedzi na tekst J. Przystawy napisany w rocznicę śmierci T. Falzmanna. I to tym razem już z pełną bezczelnością – jego poprzednia argumentacja nie została ponoć podważona więc jest przyjęta. I z powodu bezczelności tej po raz drugi zabieram głos, choć wiem, że „Anatol” robi to w ramach działalności zlecanej, a ja w ramach czasu wolnego.

 

 

Sens wypowiedzi „Anatola” sprowadza się do tezy o fizycznej niemożności rabunku miliardów dolarów z powodu braku takowych w Polsce z początkiem lat 90.  A więc wszystkie ustalenia Falzmanna w tym momencie są bezprzedmiotowe. Jest to przemyślany zabieg odwołujący  się ukrycie do potocznego myślenia o pieniądzu jako brzęczącej monecie, a nie choćby o pieniądzu jako zapisie na koncie. I choć M. Falzmann dowodził wyprowadzania miliardów dolarów poprzez operacje na zadłużeniu zagranicznym, a nie kradzież dolarów w workach z kasy NBP czy z kont dewizowych NBP, to „Anatol” udaje że w istocie jest to samo, a i tak sprowadza się to wszystko do brzęczącej monety dolarowej, której jako żywo było w 1990 roku w Polsce brak. Co prawda jak to bywa przy akcjach „Anatoli” gubi się troszeczkę, bo raz ma być w Polsce w 1990 roku tylko 1 mld dolarów FOZZ, gdyż 1 mld dolarów funduszu stabilizacyjnego jest na zagranicznych kontach, a potem gdy J. Przystawa przypomina mu, że samych wkładów dewizowych ludności było z 6 mld dolarów, ale i tak nie ma to dla niego specjalnego znaczenia, gdyż dolarów brzęczących czy stygnących na dewizowych kontach było w za mało. Co prawda można by było zapytać, a dzięki czemu trwał wielomiliardowy dewizowo eksport i import z Polski do Polski i kto go i czym obsługuje, ale to i tak naprawdę nie miałoby znaczenia.

 

 

Po zniszczeniu sedna wnioskowania w sprawie rabunku finansów publicznych „Anatol” w ramach swej aktywnej dezinformacji ubiera się w strój akademicki, precyzyjnie podając bezwartościowe liczby, a gdzie trzeba kłamiąc w żywe oczy, jak choćby w sprawie braku dodatniego oprocentowania kredytów po 1 stycznia 1990 roku, gdy to cała „pętla zadłużeniowa” jaką plan Sorosa-Sachsa, zwany „planem Balcerowicza”,  zacisnął na szyi polskich przedsiębiorstw państwowych, wziął się z wprowadzenia dodatniego oprocentowania kredytów zaciągniętych przez 1 stycznia 1990 roku.

 

 

Przypomnijmy więc może tylko tyle, że w samym tylko 1990 roku zadłużenie zagraniczne państwa polskiego wzrosło o 7 mld 854 mln dolarów. Ile z tego dzięki rabunkowi za pośrednictwem „oscylatora Balcerowicza”? To mogłaby ustalić dopiero komisja specjalna. Przypomnijmy bowiem, że wśród wielu form rabunku to właśnie ów „oscylator” czyli różnica między oprocentowaniem lokat złotówkowych w warunkach hiperinflacji i wysokiej inflacji i dodatnim oprocentowaniu wkładów oraz stabilnym oprocentowaniem lokat dewizowych w sytuacji sztywnego, a następnie po blisko półtora roku kroczącego kursu dolara w relacji do złotówki, była kluczowa przede wszystkim w 1990 roku.

Ta forma zalegalizowanego rabunku była, jak mogę sądzić na podstawie informacji od moich warszawskich i podwarszawskich znajomych, przynajmniej wśród szerokiego establishmentu Warszawy powszechna, a arogancko ujawniona przez Bagsika z Gąsiorowskim (o establishmencie finansowym Wschodniego Wybrzeża USA, skąd pochodził zresztą jeden z autorów całego planu George Soros, nie wspominając). Dziś warszawski establishment nabrał wody w usta i można się dowiedzieć co najwyżej, iż pieniądze z FOZZ były wykorzystane do powstania obu prywatnych stacji telewizyjnych. A dlaczego akurat z FOZZ, o to już nikt nie pyta, pomijając już fakt, iż nawet pożyczki z FOZZ dla podmiotów krajowych były nielegalne.

 

 

Pozwolę też sobie przytoczyć najbardziej wiarygodne i mocne argumenty o finansach publicznych i zadłużeniu zagranicznych lat 1989-1991 w postaci fragmentów jednego z raportów NIK z 1992 roku dla ministra finansów Jerzego Osiatyńskiego (HZ-41002-1/92):

 

Najwyższa Izba Kontroli przeprowadziła w okresie od lutego do czerwca br. kontrolę realizacji ustawowych zadań Ministra Finansów w latach 1989-1991 w zakresie: zobowiązań i należności zagranicznych Skarbu Państwa, bilansu płatniczego państwa, zobowiązań krajowych Skarbu Państwa, nadzoru i kontroli Ministra Finansów oraz działalnością FOZZ oraz polityki kursu złotego. (..)

 

1.1.(…) W 1990 r. zagraniczny dług państwowy wzrósł w porównaniu z rokiem poprzednim o 7.854 mln USD. (…) Na koniec 1990 r. zadłużenie zagraniczne Polski wyniosło 48.475 mln USD (…)

 1.2. (…) Księga zadłużenia zagranicznego założona dopiero 20 maja 1991 r. (a przed tą datą zarówno Ministerstwo Finansów jak i FOZZ nie prowadziły takiej księgi), nie spełnia roli ewidencji długu państwowego, gdyż dane z niej zawarte są zbyt ogólnikowe. Zapisy dokonane w tej księdze nie mają bezpośredniego odniesienia do dokumentów źródłowych pozwalających ustalić poszczególnych kredytodawców, dat i kwot zaciągniętych kredytów oraz ich rzeczywistego przeznaczenia. Nie wskazuje się też finalnego kredytobiorcy.

 

Z zapisów księgi nie można ustalić opóźnień w spłacie rat kapitałowych i odsetek. Preliminarze płatności zadłużenia zagranicznego sporządza jedynie Bank Handlowy. Zmusza to Ministerstwo Finansów do czerpania informacji tylko z Banku Handlowego przy obsłudze bilansu płatniczego państwa i sporządzania różnych analiz.

 

1.3. Umowy dwustronne Polski z państwami Klubu Paryskiego nie podpisywał Rząd RP lub z jego upoważnienia Minister Finansów lub inny członek Rządu, a różni nieupoważnieni urzędnicy Ministerstwa Finansów, a także inne osoby spoza Ministerstwa. Sprawa podpisywania umów międzypaństwowych ze skutkiem dla budżetu państwa zastrzeżona jest konstytucyjnie dla generalnych kompetencji Rządu RP, a fakt podpisania ich przez nieupoważnione do tego osoby powoduje z mocy prawa ich nieważność. (…)

 1.4. Z uwagi na brak dokumentów źródłowych Ministerstwo Finansów (Dep. Zagraniczny) nie sporządziło – na żądanie kontroli NIK zestawienia obejmującego pozycje składające się na zadłużenie zagraniczne państwa oraz przebieg realizacji spłat kapitału i odsetek wobec poszczególnych wierzycieli.

 

Ministerstwo nie posiadało także zestawienia przebiegu obsługi zadłużenia zagranicznego w latach 1989-1991 w układzie bardziej ogólnym, tj. wg poszczególnych grup wierzycieli oraz nie podano kontrolującemu przyczyn niepełnej obsługi zadłużenia zagranicznego państwa w ostatnich latach i wynikających z tego ujemnych skutków (wzrostu zadłużenia) dla budżetu państwa w przyszłości. (…)

 

6.2. Ustawą z 15 lutego 1989 r. o FOZZ zlikwidowany został fundusz celowy o tej samej nazwie, działający na podstawie ustawy z 1985 r. o FOZZ. (…) Ministerstwo Finansów (Dep. Zagraniczny) w toku kontroli NIK nie było w stanie określić wysokości salda tzw. „starego FOZZ” przejętego przez tzw. „nowy FOZZ”.

 

6.3. Fundusz Obsługi Zadłużenia Zagranicznego nie prowadził księgi zobowiązań i należności Państwa z tyt. Zagranicznych kredytów i gwarancji państwowych – mimo że na mocy art. 12 ustawy o FOZZ był do tego zobowiązany. (…)

 

 6.4. (…) do tej pory nie została rozszyfrowana kwota 1 624,3 mld zł dot. operacji własnych FOZZ ujęta w zestawieniu Pt. „Rozdysponowanie dotacji budżetowej w 1990 r. dla FOZZ.”

(…)

 

6.5. Ministerstwo Finansów (a także FOZZ) nie prowadziło ewidencji efektów wykupu przez FOZZ polskich długów. (…)

 

7.2. Ministerstwo Finansów nie sporządzało ani nie uczestniczyło w opracowywaniu rachunków symulacyjnych skutków zmiany kursu złotego do koszyka walut, jak również nie egzekwowało takich analiz z NBP. Z przeglądu materiałów dotyczących zmiany kursu złotego do koszyka walut w latach 1989-1991 wynika, że udział Ministra Finansów ograniczał się do podpisywania decyzji o zmianie kursu złotego zaproponowanych przez Prezesa NBP. Minister Finansów nie występował też z inicjatywa zmiany kursu ani nie wyrażał swego stanowiska przed podpisaniem ww. decyzji.”

 

 

Ten obraz polskiego państwa i stanu jego finansów jest całkowicie odmienny od tego jaki przedstawiały i przedstawiają nam mass-media, politycy i naukowcy. Obraz budowania „demokratycznego państwa prawa”, wybitnego męża stanu Tadeusza Mazowieckiego i równie wybitnego premiera Jana Krzysztofa Bieleckiego oraz naukowego męża opatrznościowego naszych finansów i gospodarki  ministra finansów – Leszka Balcerowicza. A przecież cały okres ostatnich już niebawem 20 lat jest kompletnie zakłamany. I nic się specjalnie nie zmienia – regułą są stare i nowe „strefy ciszy” i kolejni „Anatolowie”.

 

 

I nic się istotnego nie zmieni, dopóki cała polska klasa polityczna wyrastająca z lat 90. nie zostanie, mówiąc językiem Lenina i Reagana, wyrzucona na śmietnik historii. Tylko to przerwie skutecznie związanie polskiego państwa siecią oligarchicznych układów. I nie ma co liczyć na żaden PiS czy przebudzenie PO. I Jarosław Kaczyński i Donald Dusk doskonale wiedzą, że zmiana ordynacji wyborczej zmiecie ich formacje a ich samych postawi na scenie wreszcie we właściwych do wielkości ich intelektu i etyki proporcjach. To przecież oni głównie produkowali i produkują z użyciem podległych im aparatów informacyjnych „ciszę” wokół JOW. Można ich bowiem podejrzewać o wszystko, tylko nie o naiwność. Przy tej okazji chce zaapelować do tych zwolenników JOW, którzy są sympatykami PiS – porzućcie wszelką nadzieję. Co takiego trzymało na niewidzialnej smyczy młodego i odważnego Ministra Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę, że nie odważył się, mimo pretekstu w postaci publicznego apelu, wznowić śledztwa w sprawie okoliczności śmierci W. Pańki? A co takiego trzymało go na smyczy, że nie przywrócił do śledztwa w sprawie śmierci ks. Jerzego Popiełuszki jedynego prokuratora, który chyba już wie, a nawet ma dowody kto zlecił porwanie a nawet morderstwo czyli Andrzeja Witkowskiego?

 

 

A jedynym sposobem wyrzucenia tej nieudolnej, skorumpowanej a czasem mam wrażenie że i moralnie lumpiarskiej klasy politycznej nie są nowe wybory tylko nowe wybory przy wprowadzeniu JOW. Niestety przy fasadowości polskiej demokracji i głębokiej cenzurze merytorycznej głównych mediów nie ma prostej drogi do dokonania takiej zmiany. Nie ma również postaci w obszarze pozaparlamentarnym, które wykorzystując swoją pozycję czy pieniądze mogłyby ominąć lub przełamać fasadowość i cenzurę.

 

 

Ale mimo wszystko po kilkunastu latach działalności takich ludzi jak Przystawa okazuje się, że producenci ciszy i fasadowości stale musza się mieć na baczności i wypuszczać swoich „Anatoli”. Taka działalność stale stawia ich w niebezpieczeństwie. Dlatego sądzę, że choć przełomu politycznego w Polsce nie można zaplanować, to trzeba stale i niezmiennie produkować prawdę. Gdzie się da i jak się da. Bo tylko wtedy przy pęknięciu, załamaniu czy tylko słabości istniejących struktur politycznych procesy mogą nagle zmienić kierunek. Inaczej się rozleją lub zostaną pospiesznie ponownie przez producentów ciszy i fasadowości skanalizowane.

 

 

Do zobaczenia przez Pałacem Prezydenckim w Warszawie 11 października 2008 roku.

 

 

Wojciech Błasiak

Strona Ruchu JOW Pomóż wprowadzić JOW

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka